parafii pw. św. Mikołaja w Bielsku-Białej

kronika osób pochowanych

Kazimierz Kostecki

        urodził się 18 września 1916 roku w Sokolikach Górskich pow. Turka nad Stryjem jako trzecie dziecko Jana Kosteckiego – zawiadowcy stacji w Sokolikach i Olgi z Kasztelewiczów Kosteckiej. W latach 1927 do 1933 uczęszczał do I Gimnazjum Klasycznego w Stanisławowie, a w latach 1934-1935 był uczniem IV Gimnazjum im. Jana Długosza we Lwowie. Była to szkoła typu staroklasycznego i mieściła się przy ul. Nikorowicza 2. Historia szkoły sięga roku 1876, kiedy to w dniu 15 września wydzielono w II gimnazjum 12 klas sekcji bernardyńskiej z polskim językiem nauczania dla przyszłego IV gimnazjum. Samodzielną działalność szkoła rozpoczęła w roku 1879/1880, a imię patrona otrzymała w 1909. W 1914 roku w Gimnazjum im. Jana Długosza została utworzona filia, jako samodzielny oddział IX gimnazjum, a kierownikiem został Mieczysław Jamrógiewicz. Uczniami IV gimnazjum byli między innymi Juliusz Kleiner, Kornel Makuszyński, Jan Parandowski czy Józef Kallenbach. Dyrektorem w latach 1929-1939 był dr Emil Urich zamordowany w 1942 przez Niemców. Szkoła miała swój własny wzór ubioru uczniowskiego. Nakryciem głowy była czapka-rogatywka w kolorze granatowym z aksamitnym otokiem. Również bluzy były koloru granatowego z wykładanym kołnierzem i aksamitnymi wyłogami. Spodnie w tym samym kolorze, bez mankietów. Uczniów klas od I do IV obowiązywały spodnie krótkie i granatowe pończochy. Kończąc szkołę w 1935 roku, Kazimierz Kostecki zdał maturę i planował dalsze kształcenie. W roku zdania matury podjął naukę na Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie. Była to uczelnia, o której zadecydował w 1871 roku Sejm Galicyjski podejmując uchwałę o założeniu szkoły weterynaryjnej we Lwowie. Przy ul. Kochanowskiego 67 została zakupiona 18-to morgowa posesja wraz z budynkami. Pieniądze wyłożył Wydział Krajowy. Jeszcze blisko 10 lat trwały starania władz galicyjskich, by rząd austriacki zaaprobował ideę stworzenia placówki oświatowej. Wreszcie przyszedł dzień 27 grudnia 1880 roku. Postanowienie cesarskie wyznaczyło dzień 1 października 1881 roku początkiem funkcjonowania „Szkoły Weterynarii i Szkoły Kucia Koni w połączeniu z Zakładem Leczenia Zwierząt”. Cesarz mianował całe grono pedagogiczne oraz dyrektora, powierzając nadzór nad placówką Ministerstwu Wyznań i Oświaty. Zostało przewidzianych 11 etatów nauczycielskich, w tym trzech profesorów zwyczajnych, oraz dziesięciu innych pracowników. Rząd w Wiedniu sfinansował urządzenie szkoły i jej roczny budżet. Językiem wykładowym był język polski a nauka trwała 3 lata (6 semestrów). Obowiązywał dwujęzyczny (polski i łaciński) tekst dyplomu ukończenia uczelni, który dawał prawo praktyki we wszystkich krajach monarchii. W początkowym okresie funkcjonowania uczelni wymagano od nowych uczniów co najmniej sześciu klas gimnazjum lub średniej szkoły rolniczej i wieku 17-26 lat. Poddani austriaccy za naukę nie płacili, obcokrajowców obowiązywało czesne. W dniu 12 grudnia 1922 roku nazwę uczelni zmieniono na Akademię Medycyny Weterynaryjnej i aż do 1927 roku i rozpoczęcia przez Uniwersytet Warszawski kształcenia przyszłych weterynarzy, była to jedyna uczelnia w Polsce o tym kierunku. Rozwój szkoły wymagał nakładów i rozszerzania bazy materialnej, dlatego też przy ul. Stalmacha wzniesiono budynek dla studentów, a w 1930 roku zakończono modernizację i powiększanie Zakładu Anatomii Porównawczej szczególnie unowocześniając prosektorium. W 1937 roku zakupiono przylegający do kompleksu uczelni pałacyk Batyckich wraz z ogrodem przy ul. Piekarskiej 50. Dzięki tym inwestycjom, zakłady botaniki, higieny środków spożywczych pochodzenia zwierzęcego, fizjologii i hodowli, otrzymały właściwe warunki lokalowe. Tuż przed wybuchem wojny Zakład Położnictwa i Ortopedii otrzymał nowoczesny budynek.
        Z racji ukończenia 18-tu lat – w roku 1934 – Komisja Poborowa wezwała Kazimierza Kosteckiego na badania. Został uznany za zdolnego do służby wojskowej, jednak z uwagi na podjęte studia, wcielenie zostało odroczone. Stały rozwój uczelni skończył się wraz z rozpoczęciem wojny. Kazimierz wraz z rodzicami mieszkał wówczas w Chełmie Lubelskim. Trwały wywózki młodych ludzi do pracy w III Rzeszy, więc wraz z kolegami postanowił zgłosić się do pracy w Nadleśnictwie Sobibór. Został zatrudniony przy pozyskiwaniu żywicy, która jako materiał strategiczny, chroniła zatrudnionych przy jej produkcji przed wywózką do Niemiec. Nadleśnictwo przydzieliło mu miejsce w baraku mieszkalnym oraz kawałek pola. Wielkie lasy dawały możliwość wyżywienia się i poczucie bezpieczeństwa. Korzystał z tego jego wuj, Józef Kasztelewicz - komandor Marynarki Handlowej, który ukrywał się przed okupacyjnymi władzami niemieckimi podejmując pracę urzędnika w Nadleśnictwie. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej i przesunięciu linii frontu w głąb ZSRR, Kazimierz Kostecki postanawił pojechać do Stanisławowa. Wrócił stamtąd ze swoją babką (a matką Józefa Kasztelewicza), Marią Kasztelewiczową. Odtąd Maria zajmowała się prowadzeniem ich małego gospodarstwa, które w międzyczasie powiększyło się o krowę i kury. Na początku 1942 roku w tempie wręcz błyskawicznym Niemcy wykarczowali ponad 60 ha lasu i w odległości 4 km od wsi Sobibór, zbudowali baraki, wieże obserwacyjne i pomieszczenia dla niemieckiej załogi i ukraińskich strażników. Powstały komory gazowe i krematoria. Teren obozu o kształcie prostokąta zajmował 58 hektarów. Obóz został otoczony trzema rzędami drutów kolczastych, w które gęsto powplatano gałązki choiny a całość obwarowano fosą wypełnioną wodą. Bocznicę i budynek dworca umieszczono wewnątrz obozu. Strażnicy po przeszkoleniu w Trawnikach, zajmowali swoje stanowiska wraz z przybyciem pierwszych transportów Żydów oraz innych nacji. Pociągi przyjeżdżały z terenów okupowanej przez nazistów Polski i praktycznie z całej Europy. Machina śmierci nabierała rozpędu, potrzeba było coraz więcej ludzi by zapewnić jej sprawne funkcjonowanie. Kazimierz Kostecki został oddelegowany do pracy na Kolei Niemieckiej. Odtąd zajmował się układaniem torów kolejowych, by coraz to nowe transporty mogły płynnie docierać do miejsca mordu. Widział elegancko ubranych pasażerów pociągów z Europy Zachodniej, którzy wykorzystując postój otwierali okna pytając robotników kolejowych o uzdrowisko, w którym mają się osiedlić. Coraz częściej i coraz głośniej Kazimierz Kostecki wyprowadzał pytających z błędu, nie kryjąc ludobójczego charakteru końca podróży. Już wówczas fabryka śmierci pracowała pełną parą. Trzydziestu SS-manów i 150 strażników ukraińskich pilnie strzegło każdej z czterech części obozu dbając o realizację zaplanowanych morderstw. Na terenie Lager I mieszkało w barakach ok. 200-300 więźniów żydowskich wykonujących prace na rzecz obozu. Codziennie kilkoro z nich było zabijanych a nowoprzybyli uzupełniali skład osobowy. Na Przedpolu Vorlager znajdowała się rampa kolejowa, na którą jednocześnie mogło wjechać 20 wagonów z transportem kolejnych więźniów. Skład kolejowy liczył około 60 wagonów, które zatrzymywano na stacji w Sobiborze. Następnie tworzono składy po 20 wagonów i przetaczano na bocznicę w obozie położonym w lesie. Wagony były opróżniane z ludzi i wracały do Sobiboru. Ludzie wychodzący z wagonów widzieli przed sobą budynek dworca kolejowego i otaczający ich las. Wokół rozbrzmiewała muzyka orkiestry obozowej. Na rampie czasami dokonywano wstępnej selekcji nowo przybyłych, oddzielając wybranych do pracy w obozach pracy przymusowej w Krychowie, Lucie, Osowie, Rudzie Opalin, Sawinie, wsi Sobibór, Sajczycach, Tomaszówce, Ujazdowie i Włodawie. Wszyscy pozostali wchodzili na teren obozu poprzez główną bramę, na której widniał napis: "SS-Sonderkommando". Następnie byli oni kierowani do części II obozu Lager II. Był to duży plac na którym postawiono barak nazywany "recepcją". Pełnił on funkcję rozbieralni. To tutaj kazano ludziom się rozbierać i zdawać bagaże, a do specjalnych okienek zdawać pieniądze i kosztowności. Mężczyźni byli rozdzielani od kobiet i dzieci. Z każdego transportu wybierano kilku silnych mężczyzn, których kierowano do różnych prac obozowych. Sąsiednie baraki były magazynami mienia zrabowanego więźniom. Następnie ofiary przechodziły z "recepcji" długą ścieżką tzw. "Schlauch" 150 metrów do obozu Lager III. Ścieżka była z obu stron okolona wysokim płotem z drutu kolczastego, w który powplatano gałązki choiny. W połowie tej drogi umieszczono barak, w którym kobietom ścinano włosy. Lager III był całkowicie odizolowany od reszty obozu. W ceglanym budynku umieszczono komory gazowe – po trzy po obu stronach korytarza. Każda komora gazowa była kwadratowym pomieszczeniem o wymiarach 4 x 4 metry, do której doprowadzono rury ze spalinami. Do zagazowywania korzystano z dieslowskiego silnika radzieckiego czołgu T 34, ze specjalnym filtrem usuwającym ze spalin charakterystyczną woń, dzięki czemu uzyskiwano bezbarwny i bezwonny tlenek węgla, który zabijał ofiary w ciągu 20 minut. Silnik umieszczono w szopie stojącej obok budynku. W komorach można było jednocześnie zagazować do 1200 osób. Nowoprzybyłym więźniom mówiono, że muszą przejść obowiązkową dezynfekcję w celu zapobiegnięcia rozprzestrzeniania się chorób. Po wejściu ofiar do komór zamykano drzwi i uruchamiano silnik, wprowadzając do komór gazowych dwutlenek węgla. Po zagazowaniu otwierano drzwi prowadzące wprost na werandę biegnącą wzdłuż budynku. Ciała były wyciągane przez grupę pracujących tam więźniów i wrzucane do dołów o wymiarach 50-60 metrów długości, 10-15 metrów szerokości i 5-7 metrów głębokości. Osoby stare i chore bezpośrednio z rampy kolejowej kierowano do dołów, przy których je natychmiast zabijano, wcześniej zapewniając o rychłej pomocy lekarskiej. W późniejszym okresie wybudowano specjalny tor, po którym kursował wagon z chorymi. Przy pracy w komorach gazowych i grzebaniu zwłok pracowało około 200-300 więźniów. Byli oni przetrzymywani na terenie Lager III. Pomiędzy październikiem 1942 roku a czerwcem 1943 roku wymordowano ok. 145-155 tys. Żydów z Generalnej Gubernii i ok. 25 tys. Żydów ze Słowacji, a w marcu 1943 roku do obozu w Sobiborze przybył czterotysięczny transport z Francji. Między majem a lipcem 1943 roku przybyło 19 transportów z Holandii (ponad 34 tys. ludzi). 12 kwietnia 1943 roku po doniesieniu do władz obozowych, że Kazimierz Kostecki – pracownik kolei – uświadamia przybywających więźniów o ich przyszłym, tragicznym losie, zostaje porwany i na placu apelowym obozu nieludzko skatowany. Ponad dwugodzinne bicie spowodowało liczne obrażenia. Nieprzytomny został wrzucony do bunkra głodowego, którego podłogę przykrywała kilkunastocentymetrowa warstwa wody. Po kilku dniach władze kolejowe rozpoczęły poszukiwania swego pracownika. Jego nieobecność została wreszcie wyjaśniona i wobec żądania Kolei Niemieckich, władze obozowe wydały więźnia macierzystej instytucji. Kazimierz Kostecki został wydobyty z bunkra i przewieziony do więzienia w Chełmie. Procedura uwalniania z więzienia była długa i skomplikowana W końcu po staraniach rodziny i adwokata w dniu 15 lipca 1943, Kazimierz napisał w liście do domu: „Zostałem zwolniony i zupełnie uniewinniony bez żadnej sprawy, tylko na podstawie badania. Kazali zgłosić się natychmiast do pracy na kolei w Chełmie. Z Sobiboru muszę się wyprowadzić i jeszcze nie wiem gdzie zamieszkam”. Zamieszkał w Uhrusku, tam podjął pracę w „Rolniku” ale bardzo szybko odezwały się skutki pobicia i zaczął poważnie chorować. 20 lipca 1943 roku doszło do buntu i ucieczki grupy więźniów żydowskich pracujących przy wyrębie drzew. Ośmiu więźniom udało się zbiec. Niemcy w odwecie rozstrzelali wszystkich pozostałych więźniów z "Leśnego Komanda" (Waldkommando). Po tej ucieczce wokół obozu utworzono pole minowe o szerokości 15 metrów. 14 października 1943 roku w obozie wybuchł zbrojny bunt więźniów w Lager I, kierowany przez oficera Armii Czerwonej Aleksandra Pieczorskiego z Rostowa. Uzbrojeni w noże więźniowie zabili SS-manów, wcześniej zwabionych do pomieszczeń gospodarczych. Po opanowaniu składu broni, część więźniów podjęła próbę ucieczki. Po zdławieniu buntu Niemcy postanowili zlikwidować obóz rozbierając go i zrównując z ziemią. By ukryć zbrodnię, na miejscu kaźni posadzono las. Ponieważ w 1944 roku zbliżał się front, Niemcy wyrzucili wszystkich Polaków z okolicznych miejscowości. Kazimierz Kostecki wraz z babką i wujem wyjechał wówczas do Mielca. W dniu 6 sierpnia 1944 roku Mielec został zdobyty przez wojska radzieckie. Powoli stabilizowała się sytuacja rodziny Kosteckich, ale półroczne zatrzymanie frontu i nieustanny ostrzał artyleryjski były dla mieszkańców bardzo dolegliwe. Stan zdrowia Kazimierza znów się pogorszył. Po styczniowej ofensywie i wyzwoleniu Krakowa, Kazimierz został przewieziony do tamtejszego szpitala i poddany operacji. Od listopada 1945 roku do lutego 1946 przebywał na leczeniu w Zakopanem. Ponieważ stan jego zdrowia nadal się pogarszał, rodzina zabrała go z sanatorium i przewiozła do Bielska, gdzie zmarł w dniu 2 marca 1946 roku. Został pochowany w sektorze A6 w grobie nr 975.
 
(na podstawie pisemnej relacji Rodziny oraz informacji internetowych)


Serdecznie dziękuję wszystkim osobom, które przekazując dokumenty, fotografie i informacje o bliskich zmarłych, znacząco ubogaciły stronę naszego cmentarza.
Krzysztof Raczek.


Ta strona używa plików cookies

Dalsze korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w polityce cookies.