parafii pw. św. Mikołaja w Bielsku-Białej

kronika osób pochowanych

Władysław Sało

ps. „Wiesław”, podporucznik AK, urodził się 16 czerwca 1916 roku, w Woli Przemykowskiej pow. Brzesko w woj. krakowskim. Syn Dymitra i Julii z d. Dobija, był jednym z siedmiorga rodzeństwa. Młodość spędził w Szczurowej, a następnie w Brzesku, gdzie jego ojciec pracował w Browarze Okocimskim. Także w Brzesku uczęszczał do Szkoły Powszechnej, a po ukończeniu czwartej klasy i w związku z przeniesieniem ojca do pracy w Browarze w Żywcu, kontynuował naukę w szkole w Łodygowicach, gdzie był dom rodzinny matki. Po ukończeniu sześciu klas szkoły, zdał do drugiej klasy Państwowego Gimnazjum Polskiego w Bielsku. W 1930 roku zmarła jego matka. Po ukończeniu nauki w gimnazjum, rozpoczął praktykę w Zarządzie Lasów Dóbr Żywieckich w Ujsołach koło Żywca. Po odbyciu 5-cio letniej praktyki został skierowany do Szkoły Leśniczych w Zyrowicach w powiecie słonimskim.
Zmarł 15 grudnia 1997 roku, pochowany w sektorze A5 w grobie nr 484,485.
Poniżej treść przekazanej do „Kroniki Cmentarza” dokumentacji – opisu czasu wojny 1939-1945 – pisownia oryginalna.
„Moje wspomnienia z lat okupacji niemiec hitlerowskich spędzonych w Sędziszowie k/Jędrzejowa w latach 1941 do 17.01.1945r, Sędziszów kielecki Placówka „MIEDZA”.
Moje pierwsze kroki w konspiracji to już listopad 1939 r. Ale, aby o tym wspomnieć, należy cofnąć się trochę w czasie.
Wojna obronna wrzesień 1939 r.
W dniu 11 stycznia 1939r zostałem powołany do odbycia czynnej służby wojskowej w Wojsku Polskim. Przydział: kompania radiotelegraficzna 21 Dywizji Piechoty Górskiej Bielsko z siedziba w koszarach przy 4 psp (ze względu na duże koszary) Cieszyn. Tam też odbywałem czynną służbę wojskową aż do dnia 1.9.1939r, tj: do chwili napadu niemiec hitlerowskich na Polskę. Szlak bojowy, walcząc z karabinem w ręku, przeszedłem w szeregach grupy operacyjnej Bielsko, pod komendą generała Józefa Kustronia.
Mój szlak bojowy, to: Cieszyn – Bielsko – Wadowice –Mogilany – Puszcza Niepołomicka – Radłów – Tarnów – Leżajsk – Józefów – Majdan – Zwierzyniec – Biłgoraj oraz zakończenie w związku z kapitulacją Armii „KRAKÓW” w Budach pod Tomaszowem w dniu 21 września 1939 r.
W międzyczasie w dniu 16 września 1939 o godzinie 14-tej padł w ataku z bronią w ręku nasz dowódca gen. Józef Kustroń.
W dniu kapitulacji dostałem się do niewoli niemieckiej. Po czterech dniach, wraz z pięcioma kolegami zbiegłem z niewoli niemieckiej jeszcze przed Sanem i po różnych tarapatach wróciłem do domu w Łodygowicach w pierwszych dniach października. Powróciłem pierwsze do mej siostry Heleny, która była nauczycielką w Czechowicach-Dziedzicach i tam mnie najpierw wyleczono w choroby żołądka i tam też w październiku zostałem przez mego szwagra Władysława Niemczyka PS. „LIS”zostałem wciągnięty do konspiracji (zaprzysiężony) do SZP.
Na terenie tym byłem tylko do kwietnia 1940 r. tj. do chwili wielkich aresztowań dokonanych przez żandarmerię i gestapo.
Udało mi się przy pomocy kolegów (Jakub Wajda) przekroczyć tak zwaną granicę w Sucha – Maków Podhalański i znalazłem się na terenie tak zwanej Generalnej Guberni.
Trochę luzu w piersiach.
Znalazłem się kolejno w Krakowie, Łańcucie a następnie w Radomiu u mej kuzynki Stefanii Dobija ps. „STEFA” członkini ZWZ a następnie zostałem przerzucony do Sędziszowa koło Jędrzejowa. Tam już zostałem do końca wojny.
W Sędziszowie zostałem wcielony do placówki „MIEDZA” i tutaj już prawdziwa praca w konspiracji. Byłem kolejno członkiem SZP, ZWZ a następnie od 12.02.1942 w Armii Krajowej.
Moje wspomnienia z Placówki „MIEDZA” w Sędziszowie.
Po odpowiednim skontaktowaniu się w Sędziszowie, gdzie poznałem wspaniałych kolegów jak Jasiu Kulawik, Aleksander Lis i inni, zostałem skierowany do pracy w biurze stacyjnym stacji kolejowej Sędziszów. Pracowałem jako pracownik umysłowy przy prowadzeniu list płac dla polskich kolejarzy i inne prace biurowe. Tam też zostałem zaprzysiężony w roku 1941 do pracy w organizacji Związek Walki Zbrojnej /ZWZ/.
Byłem znowu żołnierzem Polski Walczącej.
Ponieważ mieszkałem na Bąkowcu, dowiedziałem się, że jestem żołnierzem podziemia na placówce „MIEDZA”. Poznałem tam pewną ilość konspiratorów i tak:
Józef Ogórek ps. „POCISK”
Jan Kulawik ps. „ORLIK”
Aleksander Lis ps. „ŁOKIETEK”
Wacław Baryłko ps. „PROMIEŃ”
Edward Nędza ps. „WIECHA”
Józef Noculak ps. „LAS”
Jerzy Dajczer ps. „CZARNY”
Stanisław Boryn ps. „TYGRYS”
Władysław Adamczyk ps.
Kazimierz Klepek ps. „BILL”
Stanisław Rokicki ps. „WRZOS”
Oraz wielu innych, których pseudonimów, niestety nie pamiętam.
Początki konspiracji:
Przeważnie z początku otrzymywałem polecenia od kol. „Orlika” lub „Lisa”, a dotyczyły one przelotu lub zatrzymywania się pociągów wojskowych, jadących na wschód – kierunek Skarżysko-Kamienna. Meldunki te szły do kolegi „Lisa”, który przechowywał je w magazynie druków na strychu nad biurami stacyjnymi. Było to wspaniałe ukrycie na te sprawy.
W roku 1942 wspólnie z kolegami z Dywersji: niszczenie ksiąg gminnych, które zawierały spisy osób młodych, a przeznaczonych na wywóz do Niemiec i inne akcje.
W roku 1942 wspólnie z kolegami Jerzy Dajczer „Czarny” oraz Wacław Baryłko „Promień” zostałem skierowany na kurs podchorążych konspiracyjny, który był prowadzony przez wspaniałego oficera „Halnego” na Tarni.
Kurs ten ukończyłem wraz z innymi kolegami w roku 1943 z wynikiem pomyślnym. Wielka radość i satysfakcja.
Po ukończeniu tego kursu jako podchorąży, zostałem skierowany przez por. „Halnego” na wykłady taktyczne oraz ćwiczenia do podoficerskiej szkoły – konspiracyjnej.
Wykłady w terenie w takich punktach koło Sędziszowa jak Bąkowiec, las Sialski i inne. Również w mieszkaniu na osiedlu kolejowym dostarczono do mego mieszkania tablicę i tu również teoria ze szkoleniem.
Nasze szkolenia kontrolował bardzo często por. „Halny”. Bardzo żywotny i wszędzie zaglądający.
W roku 1943 również pod komendą „Pociska” wspólnie z innymi żołnierzami z placówki „Miedza” brałem udział w likwidowaniu konfidentów oraz udzielaniu chłosty dla nadgorliwców w służbie niemieckiej. Należy tutaj zaznaczyć wielką żywotność w działalności tak szkoleniowej, jak i podnoszeniu kwalifikacji matury konspiracji (prowadził szkolenie prof. Szymański z poznańskiego).
Pracą konspiracyjną ZWZ – AK zostali objęci prawie wszyscy pracownicy stacji kolejowej Sędziszów, jak również parowozowni Sędziszów oraz w terenie.
Zbliżał się tragiczny w skutkach dla naszej placówki „Miedza” oraz dla wielu z nas – rok 1944.
W pierwszych dniach marca 1944 został aresztowany nasz wspaniały kolega Jasiu Kulawik „Orlik”.
Na stację kolejową, na skutek pracy konfidenta, przyjechali żandarmi niemieccy i zabrali kol. „Orlika”, który pełnił funkcję dyżurnego ruchu, a ja przechodząc prawie w tym momencie z biura na stację zobaczyłem, że Jasiu stoi w korytarzu a obok niego żandarm niemiecki. „Orlik” mrugnął na mnie a ja odszedłem, nie zamieniając z nim żadnego słowa. Na stacji dowiedziałem się, że został aresztowany. Wielka strata. Prawie urodziło mu się dziecko.
Nie przypuszczałem jeszcze wtedy, że i ja przeżyję tragedię. Porucznik „Halny” przygotował plan odbicia „Orlika”, którego chwilowo niemcy przewieźli do Słupi, sprawa była już bardzo zaawansowana, plan por. „Halnego” realny, niestety ojciec „Orlika” Pan Antoni Kulawik sprzeciwił się temu, zaznaczając, że on to sam załatwi i niemcy zwolnią go bez narażania się na represje.
Niestety „Orlik” został rozstrzelany przez niemców po paru dniach bestialskiego znęcania się nad nim w okolicach Jędrzejowa.
Potem nadeszła noc chyba 1944 r niemcy otoczyli osiedle kolejowe i rozpoczęła się tragedia na placówce „MIEDZA”, aresztowano parędziesiąt osób, w tym i mnie zatrzymano przed domem, ale gdy cały „Sztab” żandarmów odszedł, pilnujący mnie niemiec kazał mi odejść, ale w międzyczasie żona moja z okna zobaczyła, że mnie zatrzymano, dostała szoku, a ponieważ była w siódmym miesiącu ciąży, zemdlała i przyszło to najgorsze…. poród przedwczesny. Ratowały ją sąsiadki – szczególnie Pani Kondrakowa. Dziecko żyło 4 dni i potem zmarło.
Takie to już były czasy i nikogo los nie oszczędził.
W Sędziszowie – można powiedzieć – zapanowała żałoba.
Zginęło tylu wspaniałych chłopców. Z tego mojego środowiska ocalał tylko:
Stefan rajski ps. „Zryw” /nie nocował w domu/
Jurek Dajczer ps. „Czarny”
Wacław Boryłko ps. „Promień”
Mieczysław Grzybowski ps. „Lord”
Straszne żniwo. Natychmiast po odskoczeniu z osiedla spotkałem koło torów na Tarni por. „Halnego”, któremu zdałem relację z tego, co widziałem, i kto w moim rozeznaniu nie został aresztowany.
Pocieszył mnie wtedy i powiedział, że zostanie zorganizowany oddział leśny i mnie skieruje do niego na pewno, bo tu już nie mamy co szukać. W ostatnich dniach marca 1944 r został zorganizowany oddział leśny. Przyjęliśmy nazwę „SPALENI”, początkowo na dowódcę został wyznaczony kapitan Mieczysław Maludziński ps. „Walmiecz”, ale później został nim nasz kolega z placówki „Miedza” – Stefan Rajski ps. „Zryw”. Mnie por. „Halny” przydzielił kurtkę ciepłą, gdyż nic takiego nie posiadałem.
A oto początkowy skład naszego oddziału „DW-SPALENI”
dowódca porucznik Stefan Rajski ps. „ZRYW”
szef oddziału sierżant Stanisław Boryń ps. „TYGRYS”
kolejno Zbigniew Grabowski ps. „CZARNY” pchor
Józef Ogórek ps. „POCISK”
Edward Nędza ps. „WIECHA”
Józef Noculak ps. „LAS” pchor
Władysław Sało ps. „WIESŁAW” pchor
Jerzy Dajczer ps. „CZARNY II”
Zygmunt Barczyński ps. „LAS”
Józef Szczerba ps. „CZOŁG”
Czesław Rokicki ps. „SZARY”
Włodzimierz Grabowski ps. STRUG”
Stefan Mysiara ps. „SZPILKA”
Włodzimierz Baryłko ps. „BOROWIK”
Antoni Ciesielski ps. „MAREK”
Jan Switała ps. „ODYS”
 
I tak powstał pierwszy oddział partyzancki Armii Krajowej na ziemi Jędrzejowskiej, w tym duża zasługa por. „Halnego”.
Oddział powstał przeważnie z członków konspiracji placówki „MIEDZA” z tym, że doszło do niego 2 kolegów braci Grabowskich, odbitych w lutym z gestapo Jędrzejowskiego.
Z początku uzbrojenie nasze było stosunkowo słabe: 2 pistolety maszynowe, paręnaście karabinów, bagnety, granaty. Pozostała jeszcze do załatwienia sprawa umundurowania i dlatego udaliśmy się na placówkę do Mstyczowa – której komendantem był porucznik Kubacki J. ps. „JAKUB” no i tu pierwszy raz można powiedzieć – ja osobiście doznałem szoku. Porucznik „JAKUB” zamordowany przez nieznanych bandytów, a bunkier obrabowany.
Jak później dowiedziałem się, brutalnego mordu na wspaniałym Polaku „Jakubie” dokonała bojówka lewicowa z okolic Czekaja, ale to już późniejsza sprawa - w każdym razie mordy są zawsze pomszczone.
Ciekawe tylko, że ci bohaterowie mieli w pobliżu zamek w Krzelowie, duży posterunek żandarmerii niemieckiej – gdzie było pod dostatkiem tak wszelakiej broni, jak i odzieży.
No, ale życie musi toczyć się dalej.
I tak to rozpoczęła się nasza działalność.
W międzyczasie likwidacja konfidentów i bandytów.
Z poważniejszych naszych akcji to: opanowanie majątku będącego pod nadzorem niemieckim w Skroniowie pod Jędrzejowem, zdobyliśmy większą ilość żywności, miód, parę rowerów i maszynę do pisania. Natomiast już poważniejsza akcja – można powiedzieć bitwa – to akcja z 30 kwietnia na 1 maja 1944r na stację kolejową oraz parowozownię – Sędziszów.
Nasz oddział oraz okoliczne placówki, to znaczy żołnierze dywersji z placówki „Miedza”, „Dwór”, Gniewięcin, Swaryszew otoczyli stację kolejową oraz parowozownię, o którą, a szczególnie biura niemieckie, wywiązała się poważna walka przy użyciu pistoletów maszynowych, karabinów i granatów.
Nasi chłopcy opanowali stację kolejową, zniszczono kasę, częściowo sieć elektryczną oraz niektóre akta, zabrano pewną ilość gotówki, zniszczono 4 parowozy które właśnie „Tygrys” były pracownik parowozowni /dzielny żołnierz/ przy współudziale maszynistów wepchnął na nieustawioną obrotnicę i wpadły do dołu.
Natomiast rozgorzała walka o budynek administracyjny zawiadowcy parowozowni, gdzie bronił się zawiadowca parowozowni – zdaje się niemiec o nazwisku Weismann. Ranił paru naszych kolegów.
Niemcy ponieśli dość dotkliwe straty. Natychmiast po akcji nasz oddział odskoczył w dalszy teren.
O ile sobie przypominam, to na polecenie „Zrywa” została wciągnięta na słup koło stacji flaga z gwiazdą po to, aby wprowadzić niemców w błąd, że to uczynił jakiś oddział radziecki, aby miejscowa ludność nie ponosiła żadnych konsekwencji.
Udało się, niemcy sprowadzili chyba z Krakowa na pewien czas pociąg pancerny. Ja – czytając pewne publikacje po wojnie, stwierdziłem, że Ob. Nazarewicz – akcję tę przyznał dla organizacji lewicowej.
Również w m-cu maju 1944 r miała miejsce jedna z najpiękniejszych akcji bojowych, jakich dokonał nasz oddział „DW-SPALENI”. Otóż akcji tej poświęcę trochę więcej miejsca.
Ponieważ oddział nasz miał, jak na razie, za mało broni, a ochotników przybywało, „Zryw” w jakiś tam sposób dowiedział się, że możemy dobrze dozbroić się, jeżeli uda się nam akcja rozbrojenia posterunku „Luftwaffe” w majątku Tarnoskała koło Piotrowic (Chmielnik) pow. Busko.
Toteż udaliśmy się tam, na razie nie wiedząc, o co chodzi, przez dwie ciemne noce – marsz bardzo nużący.
I oto znaleźliśmy się koło Chmielnika, gdzie „Zryw” przeprowadził potrzebne rozeznanie i w nocy znowu udaliśmy się do zabudowań „Tarnoskała” gdzie była placówka Luftwaffe obok niemieckiego lotniska. Jak się okazało zadaniem tej placówki wyposażonej w odpowiednią aparaturę, było przechwytywanie samolotów alianckich, tak ze zrzutami dokonanymi przez Anglików i naszych lotników dla kraju, jak również samolotów przelatujących na wschód.
Cała akcja została odpowiednio z nami omówiona, a wszystko to dzięki jednej dziewczynie, której jeszcze dzisiaj należą się wyrazy uznania i podzięki, bo ja uważam, że gdyby nie ona, to nie wiadomo jak by było.
Otóż owa dziewczyna, która pracowała w kuchni, gdzie gotowano posiłki dla żołnierzy placówki Luftwaffe /a było ich parudziesięciu/, po pierwsze, zaznajomiła nas z całym planem budynku, ich wartownikami, ich zwyczajami itp. oraz poinformowała, że dojście do nich, to tylko przez piwnicę. Gdyż w żadnym innym ataku czy zaskoczeniu, nic by z tego nie było, bo posiadali wspaniałe uzbrojenie, a w niedalekiej odległości lotnisko wojskowe i tankietki. Zobowiązała się tylko nie zamknąć jedno okno zabezpieczone metalowymi blachami /oknami/.
I to właściwie było wszystko z jej strony, na pozór nie dużo, a dla nas sprawa życia i śmierci. Za powyższą przysługę otrzymała 5000zł i kupon duży kretonu. No i tak się zaczęło.
Najpierw odprawa oraz informacje o całości zadania, następnie już w stodole”Zryw” wybiera 7 kolegów, którzy otrzymują broń krótką i granaty oraz zdejmują buty i pozostają w skarpetkach. Przelatujące chmury po niebie umożliwiają podejście ze stodoły poprzez kląby do okienka piwnicy – już znanego nam.
Przeczekawszy przechodzących wzdłuż budynku wartowników oraz chwilowe zasłonięcie przez chmury – księżyca, jeden po drugim podążają za „Zrywem” do piwnicy – spiżarki niemieckiej.
Przedłużająca się chwila i wreszcie świt…
Kucharz w bieliźnie i przepasany jedynie i przepasany jedynie fartuchem z fają w zębach otwiera drzwi do piwnicy, gdzie „Zryw” wraz ze swoimi żołnierzami odpowiednio go witają, no i skok na górę., otwarcie drzwi i reszta wiary wpada do budynku.
Boże, co za radość. Ani jednego strzału, niemcy w kalesonach na podłodze w swej sypialni, „Zryw” i „Las”, który mówił perfekt po niemiecku, przy radiostacji, a reszta uwija się i znosi wspaniałe łupy do furmanek, najpiękniejszy łup to wspaniały karabin maszynowy szybkostrzelny MG wraz z dwoma bębnami, skrzynia z amunicją, granaty, zapalniki, karabiny, bagnety, hełmy, mundury – duma serce rozpiera te chwile przeżywam jeszcze raz pisząc te wspomnienia, ale tu tylko tempo i tempo.
Zabieramy wszystkie oporządzenia wojskowe, radio i inne. No i koniec. W międzyczasie „Czołg” na polecenie „Zrywa” a wg informacji jednego z żołnierzy niemieckich, udziela lekcji poglądowej niemieckiemu feldfeblowi – podobno wielkiemu draniowi. Dokonał tego „Czołg” wyciorem od karabinu.
Po akcji bardzo sprawnej odskok na Kotlice nad Nidą. Potem akcja na mleczarnię okręgową w Oksie i inne.
W dniu 8 lipca 1944 roku ginie nasz dowódca Stefan Rajski „ZRYW” w walce z niemcami pod Piotrowicami. Przez pewien czas oddział prowadził „Tygrys”.
Ja już zostałem na placówce w Tyńcu, gdzie potem brałem udział z dywersją tejże placówki.
Na Dzierążni spotkałem znowu w czasie akcji „BURZA” por „Halnego” już jako dowódcę batalionu Jędrzejowskiego, który przyjął mnie na stan tegoż batalionu, gdzie byłem aż do rozwiązania batalionu.
Po powrocie do domu żony do Sosnowca po krótkim okresie leczenia otrzymałem posadę leśniczego w Panewniku k/ Ligoty. Niestety pracowałem tam tylko do października 1945 tj do kresu ujawnienia się. (Na polecenie komendanta b. placówki „MIEDZA” kapitana Piotra Kulawika ps. „OKRZYC”.
Natychmiast zainteresowało się mną UB z Katowic i wezwało do Dyrekcji Lasów Państwowych w Bytomiu, gdzie musiałem podpisać dokument który mieli przygotowany i nie wolno było mi pracować w leśnictwie. Cóż takie bandyckie czasy były.
Dzięki znajomościom i pomocy b. Akowców którzy byli na stanowiskach otrzymałem pracę w Górnictwie. Niemniej jednak co pewien czas zmieniałem pracę. Takie to już były czasy.
W międzyczasie byłem aresztowany dwukrotnie w Sosnowcu przez UB tj w okresie - Trzy razy TAK, i po wyborach.
Przeprowadziłem się wobec tego do Bielska-Białej gdzie otrzymałem pracę w MHM-handel a w związku ze zmianami organizacyjnymi w dniu 1.06.162 (nieczyt.) udało mi się otrzymać pracę w Cechu Rzemiosł Różnych Bielsko-Biała gdzie pracowałem do 31.12.1978 przechodząc na emeryturę.
W Cechu tym pracuję dalej na 1/2 etatu po dzień dzisiejszy (Mam już 75 lat życia i dobrze się czuję dzięki mej żonie).
Przy ujawnieniu się po przedłożeniu odpowiednich posiadanych dokumentów zostałem awansowany do stopnia podporucznika, przez Komisje Likwidacyjną Okręgu Śląskiego.
W roku 1953 wezwało mnie RKU Bielsko gdzie osobiście porucznik Lifsic (żyd) kazał mi oddać zaświadczenie z RKU Sosnowiec i oświadczył, że jako b. Akowiec nie mam prawa do takiego stopnia i za parę dni mam się ponownie zgłosić, wydano mi potem książeczkę wojskową ze stopniem szeregowego LWP. (z okresu wojny obronnej 1939 miałem stopnień kaprala).
To wszystko, grunt że została głowa na karku a w dniu 21.10.1991 wezwano mnie do Sztabu Wojskowego gdzie otrzymałem nową książeczkę wojskową ze stopniem podporucznika WP – pełna satysfakcja.
Jestem szczęśliwy teraz w naszej Ojczyźnie – Polsce wolnej.”


Serdecznie dziękuję wszystkim osobom, które przekazując dokumenty, fotografie i informacje o bliskich zmarłych, znacząco ubogaciły stronę naszego cmentarza.
Krzysztof Raczek.


Ta strona używa plików cookies

Dalsze korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w polityce cookies.